W ciągu ostatnich sześciu dekad Człowiek Pająk był w sercu niektóre z najbardziej tragicznych historii Marvela , oraz Dzień sądu nie jest inaczej. Podczas gdy cały świat czeka na niebiański sąd, Petera Parkera nawiedza jeden z najmroczniejszych rozdziałów swojego życia. Jeszcze bardziej szokujący niż widok widma Gwen Stacy, jest jednak powrót prawdziwej Gwen, która straciła życie wiele lat temu. Niestety, nawet taki cud jak powrót dawno utraconej miłości może szybko stać się bolesny i to jest dokładnie lekcja, której Spider-Man nauczył się na nowo.
Niesamowity Spider Man #10 (zeb Zeb Wells, Nick Dragotta, Marcio Menyz i Joe Caramagna z VC) odnajduje Petera, jak prawie każda inna osoba na świecie w Dzień Sądu, śledzonego przez złowrogie widmo z jego przeszłości. W tym konkretnym przypadku tym upiorem jest nikt inny jak Gwen Stacy, widok, który jest o wiele bardziej denerwujący niż pocieszający. Kiedy Peter spędza dzień, sprawdzając ludzi, których kocha, Progenitor, który przybrał postać Gwen, stwierdza, że Spider-Man rzeczywiście jest wart dalszego przetrwania. Co więcej, Progenitor decyduje, że jest godny pożegnania, a wraz z tym prawdziwa Gwen wydaje się go pożegnać .

Od momentu, gdy została przedstawiona w latach 1965 Niesamowity Spider Man # 31 (autorstwa Stana Lee i Steve'a Ditko), Gwen była niezmienną częścią życia tytułowego bohatera. Oprócz bycia jedną z pierwszych miłości Petera, Gwen była światłem w ciemności podczas niektórych z najbardziej burzliwych historii Petera. Między pozostawaniem u jego boku podczas więcej niż jednego strachu dotyczącego dobrego samopoczucia cioci May po opiekę nad Peterem, gdy był w najgorszym, Gwen wydawało się, że zawsze będzie przy nim, by popchnąć go we właściwym kierunku.
Przynajmniej tak było aż do tragicznej śmierci Gwen z rąk… Zielony Goblin w latach 1973 Niesamowity Spider Man #121 (autorstwa Gerry'ego Conwaya i Gila Kane'a). Chociaż wydawało się, że Peter… próba uratowania Gwen zakończyła jej życie , atak Zielonego Goblina spowodowałby jej śmierć bez względu na to, co by się stało. Wynikający z tego żal prawie zmusił Spider-Mana do odebrania życia Zielonemu Goblinowi, a od tamtej nocy towarzyszył mu na każdym kroku. Bardziej bolesny niż utrata Gwen w tak tragicznych okolicznościach był fakt, że Peter nigdy nie miał szansy powiedzieć jej, ile dla niego znaczyła, albo jak bardzo bolało, że nie była już częścią jego życia.

Dzięki nieoczekiwanej łasce Progenitora, nie mówiąc już o nieskończonej miłości Piotra do otaczającego go świata, ta okazja wreszcie nadeszła. Chociaż oboje spotykają się tylko przez chwilę, zanim Gwen rozpłynie się w eterze, jest to więcej niż wystarczająco czasu, aby ona i Peter pogodzili się ze sobą i całym bólem, który spowodował rozłąka. Może być bolesny widok tej jednej chwili, która rozpada się prawie tak szybko, jak się zaczęła, ale nie ma wątpliwości, że ulga, jaką znalazł Peter, była więcej niż warta zachodu.
Ponowne zobaczenie Gwen było już cudem, a prawdziwe katharsis zapewnione przez jej krótki powrót jest warte więcej niż wszystko, co Protoplasta mogła dać Peterowi. Nie oznacza to, że uznanie go za godnego nie było bezcenną determinacją, ale raczej Z groźbą zapomnienia Spider-Man już się zmierzył więcej razy, niż mógł zliczyć. Koniec świata po prostu nie jest dla niego niczym nowym, a realna szansa na pożegnanie to coś, co rzadko, jeśli w ogóle, otrzymuje.