Najpierw wyznanie, potem recenzja bez spoilerów.
Podejrzewałem, że cała potęga marketingu Disneya przerosłaby najnowszy film „Gwiezdne wojny” do tego stopnia, że nigdy nie spełniłby oczekiwań. Obawiałem się, że ten film może mnie tylko rozczarować. Myliłem się. „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” to lepszy film, bardziej ekscytująca przejażdżka i bardziej satysfakcjonująca przygoda, niż śmiałem marzyć.
Pierwsza linijka kultowego bazgrołu franczyzy przedstawia zadanie drażnione w zwiastunach. Zarówno Pierwszy Porządek, jak i Ruch Oporu desperacko poszukują tej samej kluczowej postaci. To proste założenie, które stało się wspaniałe dzięki zapętleniu nowych ekscytujących postaci (takich jak Rey Daisy Ridley, Finn Johna Boyegi i Kylo Ren Adama Drivera) z ukochanymi starymi postaciami, takimi jak Han Solo (Harrison Ford), Chewbacca (Peter Mayhew) i Księżniczka General Leia ( Carrie Fisher). Szybują przez systemy gwiezdne, walczą miotaczami i mieczami świetlnymi oraz dzielą chwile czułe, tragiczne i triumfalne. Krótko mówiąc, robią to, czego można sobie życzyć w filmie „Gwiezdne wojny”, jednocześnie budując świat, aby rozpocząć nową, epicką podróż w tym stale rozszerzającym się wszechświecie.
„Episode VII” gra z namysłem starym fanom, dając swoim klasycznym bohaterom wielkie wejścia i odważnie powracając do tematów, partytur i scen, które są wyryte w krajobrazie tej przełomowej serii filmów. Ale zamiast bezmyślnych aluzji do największych hitów marki styl „Jurassic World”, „The Force Awakens” obala oczekiwania widzów, dostarczając nowych zwrotów akcji w tych kultowych konfiguracjach, świadomie bawiąc się naszym oczekiwaniem. To jest pyszne. Podejrzewam, że reżyser J.J. Abrams i jego zespół zbudowali te niesamowite momenty – wzbogacone o kontekst – tak, aby mogły się nimi cieszyć nowicjusze w Gwiezdnych Wojnach, dla których „Przebudzenie Mocy” może być ich wprowadzeniem.
Chciałbym tutaj podać przykłady ilustrujące, w jaki sposób Abrams po mistrzowsku pozostał wierny dziedzictwu „Gwiezdnych wojen”, stosując innowacyjne zwroty, które nadają mu świeżości. Ponieważ jednak jego zwiastuny i gwiazdy tak ciężko pracowały, aby utrzymać te tajemnice w tajemnicy, wydaje sięźlewylewać je, bez względu na to, jak bardzo pragnę tryskać o ich wielkości.
Mogę powiedzieć, że obsada zespołu jest naprawdę gwiezdna. Podobnie jak Ford, Fisher i Mark Hamill (pierwotny punkt centralny trylogii, Luke Skywalker), zrobili to dekady temu, Boyega i Ridley wzięli na siebie tę podróżującą w kosmosie przygodę z oszałamiającą charyzmą, zabawną chemią i entuzjazmem tak promiennym, że aż zaraźliwym. Ze swojej strony Driver wyskakuje ze swojej luźnej hipsterskiej niszy, by zagrać Dark Sidera, którego fizyczność jest mniej wykrochmalona i bardziej zdziczała niż Dartha Vadera, co sprawia, że Ren – ze swoim wysokim wzrostem i trójostrzową szablą – jest wyjątkowo groźny. Oscar Isaac daje seksowną dumę jako pilot rebeliantów Poe Dameron, a Gwendoline Christie przedstawia stalowe zagrożenie jako najnowsza obsesja internetu, kapitan Phasma, żołnierz Chrome. Lupita Nyong'o pojawia się jako stworzenie do przechwytywania ruchu, tak intrygujące i profesjonalnie animowane, że możesz zapomnieć o wywołującym dreszcz bałaganie, jakim był Jar Jar Binks. A BB-8 jest jeszcze bardziej uroczy i wzruszający, niż można by się spodziewać po jego rozreklamowanych zabawkach. Ten droid ukradkiem kradnie sceny.
Ford, Fisher i Hamill wygodnie wracają do swoich najbardziej pamiętnych ról, a publiczność słusznie wiwatuje za każdym ponownym wprowadzeniem. Ford, pomarszczony i znużony, wnosi do Hana zrzędliwe nastawienie, które pasuje do zmaltretowanego przemytnika. Uśmieszek i gryzący dowcip Fishera przynoszą nam Leię, którą pamiętamy, a Hamill... powiedzmy, że dokładnie wie, czego ten film od niego wymaga i dostarcza to z siłą.
Abrams zasługuje na mnóstwo pochwał za połączenie tej nienagannej obsady. Ale może nawet bardziej w przypadku scen akcji, które pięknie łączą przemoc z oddziaływaniem emocjonalnym, nie wspominając o doskonałych efektach wizualnych. Oceniony jako PG-13, nie ma nic zbyt makabrycznego dla młodzieży. Ale efekty dźwiękowe, połączone z porywającą choreografią walki, sprzedają zarówno ciosy miotaczy, jak i mieczy świetlnych. Poza tym Abrams tworzy rozległe sekwencje bitew na lądzie i w powietrzu, wszystkie hipnotyzujące i często podszyte humorem. W przeciwieństwie do prequeli, w „Przebudzeniu mocy” nigdy nie zapomina się o zabawie.
To był szalony rok dla sequeli. „Avengers: Age of Ultron” rozczarowało wielu niezgrabną fabułą i regresywnymi motywami. „Jurassic World” zaproponował powtórkę z renowacji. Ale „Mad Max: Droga furii” i 'Uwierzyć' przeciwstawił się przeciwnościom losu, aby dostarczyć zapierającą dech w piersiach akcję i rozdzierający serce dramat, tworząc jedne z najlepszych kin w 2015 roku.
Procent likieru słodowego mickey
„Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” dołączyło do ich grona. Jest bogata w historię, rozwija dziedzictwo dzięki fascynującym nowym postaciom i oferuje jedne z najbardziej ekscytujących scen akcji roku. To rodzaj rzeczy, na którą możesz zabrać całą rodzinę i mieć pewność, że dobrze się bawisz. Ale jeszcze rzadziej, „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” jest filmem tak aktualnym, tak świadomym i szanującym swoją władzę nad widzami, że oglądanie go w kinach z pewnością będzie cennym przeżyciem kinowym.
„Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” rozpoczyna się w piątek, a wczesne seanse zaczynają się o 19:00. w czwartek.